niedziela, 15 marca 2015

Twelve

15 komentarzy:
Justin Bieber

Listy. Spójrzmy na listy. Opanuj się. Omówić termin spotkania z Mike'm. Claudia dzwoni. Kurwa, Jestem pojebany. Jestem pojebany z moją nagłą reakcją M. Pierce. Lexie zanotowała. To jest jakbyś miał toporem usunąć biednego autora.

Ten biedny autor to ja. Przesadziłem z tym. Mój gniew był podejrzany, sposób, w jaki szydziłem z Lexie uwielbiającą moje książki.  Sposób, w jaki usypiałem Pierce. Powinienem był grać z tą odmiennością. Powinienem był udawać obojętność.

Teraz mam Lexie sprawozdanie dla mojego cholernego agenta. Kurwa. Genialny krok, Justin. Tylko nie mogłeś się oprzeć okazji do wyrzucenia wokół swojego ciężaru.

Nie, to nie to. Nie mogłem się oprzeć okazji, by pomóc Lexie zdobyć pracę.

Ale ja nie jestem biznesmenem. Nie miałem tuzina znajomości w Denver. Miałem jedną znajomość i to z Lexie, teraz nie mogę przez to spać. Utracony sen?  To znaczy, nie mogę zasnąć i nie mogłem zmrużyć oka ostatniej nocy. Rzucałem się i przekręcałem w mojej sieci kłamstw.

- Odbierz, odbierz. - Bąknąłem, gdy przemierzałem przez swój apartament.

- Dobry. - Claudia brzmiała dociskająco. - Jak idzie pisanie?

-Nijak. Musimy porozmawiać.

- Potrzebujesz terapeuty. Daję Ci pięć minut.

- Jestem cholernie poważny, Claudia. Tu chodzi o Lexie. Ty wiesz, że...

- Tak, wiem. Ona faksowała swoje podsumowanie do czwartego, bez pomniejszania. Mam nadzieję, że je podliczy.

- Co? Bierzesz ją?

- Postaram się. Jest na dobrej drodze. Będę myśleć o podziękowaniu dla Ciebie, jeśli nie będzie miała załamania pod koniec następnego tygodnia.

- Traktuj ją łagodnie- warknąłem. Kurwa! Pociągnąłem za swoje włosy. Dlaczego to powiedziałem?

- To jest cel, dla którego dzwonisz? Doceniam sekretarzy. Nie doceniam tego, gdy ktoś mówi jak idzie mój biznes. Zakładam, że gdy rekomendujesz Lexie, czujesz, że staje się...

- Claudia, przepraszam. Słuchaj. Zapomnij o tym. Ona jest przyjaciółką. Dlatego zadzwoniłem. To jest oczywiste, ale jest konieczne, żeby...

Przestałem chodzić. Zacząłem pocierać swój kark, gdy szukałem słów.

Po raz pierwszy w jej życiu Claudia nie bała się mojej ciszy, miała możliwość do wtrącenia się. Nawet wytrącała mnie z równowagi. Czy była ciekawa moich relacji z Lexie? Claudia robiła dobrą robotę, gdy ukrywała jakiekolwiek zainteresowanie mną i moim życiem, ale była też jedną z najbardziej chytrych osób, jakie znałem. Ona bodajże rozgryzła większość rzeczy o mnie przez te lata.

Boże, teraz analizuję Claudię. Czy Claudia analizowała mnie? Kurwa, potrzebowałem jedzenia. Poranna kawa w moim pustym żołądku skręcała mnie.

- Rozkazuję, żeby ona... Nie wiedziała kim jestem... - Zaciąłem się. Wspaniałe sformułowanie. Długa droga do bestsellerowego autora. - Ach, to jest to, dokumenty i... rzeczy, które mogłeś mieć z moim imieniem... w związku z...

Claudia pozwoliła mi w to brnąć. Gardzę nią przez to.

- Claudia, Wiem, że bierzesz moją prywatność równie na poważnie jak ja, ale w tej okoliczności ja...-

W końcu odezwała się stalowa suka. Cholerny Boże, byłem szczęśliwy mając Claudię Wing jako przyjaciółkę, a nie wroga.

- To jest niepotrzebne w tym biurze,- powiedziała, - Na papierze lub w przeciwnym razie w związku z tym. To wszystko jest w moim domowym biurze i nawet tam komputery mają hasła, a plik w szafce jest zamknięty. Jestem zaskoczona, nigdy wcześniej mnie o to nie zapytałeś.

Claudia miała rację. Aż do teraz, nigdy nie dbałem o to jak Claudia chroniła moją tożsamość, ja tylko dbałem o to, żeby to robiła. Ona musiała się zastanawiać jak Lexie inspirowała moją paranoję. Kurwa, cholera. Ten telefon to kolejna pomyłka.

- Mówisz, że wiesz iż zajmuję się twoją prywatnością poważnie,-  kontynuowała, -Ale chyba nie wiesz. Twoi wydawcy i ja nie możemy Ciebie reklamować… więcej litości. Wszystko co możemy reklamować to zagadki o Tobie. Wierzę, że to ma dla Ciebie sens. Mam własny interes w Twojej anonimowości. Teraz, zamiast obrażać mnie z insynuacją, że jestem nie ostrożna, zastanów się czemu nie pracujesz na skalę światową i więcej nie piszesz. Twoje pięć minut minęło. 

Claudia rozłączyła się.

Opadłem na moje biurowe krzesło.

Kurwa, czułem się jakbym rzygał.

Normalnie, Claudii celna uwaga zachwyciłaby mnie, ale nie dzisiaj.

Otworzyłem swoje listy. Jestem tworzycielem list. Mike mówi, że potrzebuję oderwać się od nich; mówi, że muszę poczuć się komfortowo z warunkami życia, które często wymykają mi się z pod kontroli.

Mówię, że to pierdolę.

Po prostu otworzyłem dokumenty, gdy moje ręce przestały się trząść.

Mogłem odrzucić wszystkie swoje myśli. Nie żyłem podwójnym życiem. Chroniłem swoją integralność w mojej prozie. Mogłem być z Lexie. Mogłem ją trzymać od dostawania bólu. Mogłem to wszystko zrobić.

Wyłączyłem się, gdy skanowałem moje listy.

Po pierwsze, miałem listę ludzi, którzy wiedzieli, że byłem M. Pierce (i ich umowa nieujawnienia w kartotece): Clara, jedna z moich byłych, moi bracia Nate i Seth, mój wuj, jeden przyjaciel, Claudia i jej partnerka Laura, mój psychiatra Mike i wybrana grupa w Knopf.

Miałem również listę ważnych dat. Miałem listę zabezpieczonych od wzięcia moich chronionych dowodów tożsamości. Musiałem robić listy. Listy rzeczy, które mnie przerażają. Listy niezdrowych projektów wzorów. Listy pomysłów na swoje nowele. Ludzi, do których dzwonię w nagłych wypadkach. Sposobów, by zostać trzeźwym. Dobrych restauracji. Filmów. Piosenek i artystów. Książek. Przymiotników. Stron internetowych. Kolorów. Krytyków. Blogów. Sklepów z książkami. Ulic. Książek. Cytatów. Laureatów nagród. Magazynów. Klubów.

Wszystko tam było. Wszystko było zorganizowane. Niczego nie gubiłem.

Otworzyłem nowy dokument i nazwałem go: RZECZY, KTÓRE CHCĘ ROBIĆ Z LEXIE.

Uśmiechałem się i rozmyślałem, gdy żołądek przestał mi podchodzić do gardła.

Rzeczy, które chcę zrobić z Lexie: tańczyć, oglądać film, biwakować, pływać, chować się, jeździć rowerem, zabrać na wycieczkę, coś zbudować, bić się o jedzenie, więcej pisać, zrobić święta...

Mój telefon zadzwonił.

To była wiadomość od Lexie.

Pracuję dla rekina. Przerwa na lunch o 13. Spotkasz się ze mną?

Moja ostrożna, opanowana i skupiona strona została rozproszona. Lexie. Pracowała dla Claudii. Chciała mnie spotkać. Za pięć godzin. Moje ręce zaczęły się trząść ponownie.

Nie potrzebowałem jedzenia przez pięć godzin. Potrzebowałem go teraz. Zbyteczny lęk zabijał mój apetyt.

Napisałem do Lexie.

Wbrew  mini-załamaniu nerwowemu musiałem iść, wpadłem na pomysł odwiedzenia jej. Piekielnie za nią tęskniłem.

Brzmi dobrze. Powinienem podać swoje miejsce i tak żadne z nas nie wróci do pracy. No tak. delikatesy.

Starałem się pisać przez około następne dwie godziny. Bez kości. Próbowałem jeść dużo kaszy. To było jak żucie kleju. Ostatecznie, próbowałem zasnąć.

Musiałem mieć drzemkę, ponieważ wstałem ze wstrząsem o 12:50. Cholera, muszę iść. Teraz.

Byłem w garażu, gdy uświadomiłem sobie, że mój strój nie jest definitywnie na "biznesmana". Nawet nie  na "luźnego piątkowego biznesmana". Bardziej "wychodzę z psem na spacer".

Kurwa. Sprintem wróciłem do windy.

O 13 przyszedłem i poszedłem jak przewróciłem garderobę.

O  13 jak w każdy piątek w przeszłości, powinienem rozsiąść się przed moim komputerem , popijać kawę i dodawać zdania do mojej najnowszej noweli. Teraz zakładałem garnitur od Brooks Brothers w celu spotkania się z dziewczyną, która myślała, że jestem biznesmanem.

Nawet nie usunąłem Clary rzeczy z apartamentu, czułem się paskudnie.

Zaczynałem naprawdę siebie nienawidzić.

Dwadzieścia po, zrzucając marynarkę z moich ramion, podbiegłem chodnikiem do delikatesów Mediterranean . Byłem obficie spocony i nie mogłem zatrzymać drżenia moich rąk.

Zauważyłem Lexie przy jednym ze stolików na zewnątrz. Promieniała, gdy mnie zauważyła. Kiedy podszedłem bliżej, jej  uśmiech zmalał.

- Hej - powiedziała niepewnie.

- Hej ptaszku. Wyglądasz szykownie.

Przytuliliśmy się i dalej trzymała się na mnie. Przyznaję, dłuższe patrzenie na Lexie tyłek w ołówkowej spódnicy, gdy mnie przytulała, dekoncentrowało mnie. Nie mogłem tłumić mojej paniki. Czułem się cholernie obskurnie i widok Lexie rozrywał mi serce.

- Justin, trzęsiesz się.

Odciągnąłem się od niej.

-Tak, tak, ja...- Opadłem na krzesło naprzeciwko Lexie. Nic z tego, żebym mógł zjeść coś teraz. Trzymałem głowę w swoich rękach. Wiedziałem jak wyglądałem: zaszklone i blade spojrzenie, z ciemnymi worami od bezsenności. "Byłem też gorący jak diabli." Bardziej zwracałem na to uwagę zanim Lexie zauważyła krople potu na moim czole. A to pech, kolejne kłamstwo. Byłem w zimnym pocie, moje skóra była lepiąca. Przykryłem marynarkę na około swoich ramion.

- Justin...

Spojrzałem w górę. Spotkałem duże brązowe oczy Lexie pełne niepokoju.

- Praca jest stresująca,- mruknąłem. -Naprawdę stresująca. To jest toporny dzień, ale w porządku. Mogłem jeszcze zaparkować na gównie, Ja...

Przynajmniej powiedziałem trochę prawdy.

Lexie znalazła moje ręce i je ścisnęła. Takie bezwarunkowe uczucie napotkało od niej. A ja byłem śmieciem. Byłem brudniejszy od śmiecia.

Wysunąłem swoje ręce z jej.

- Hej- powiedziała, -Weźmy coś do jedzenia, dobrze?

-Nie jestem głodny.- Wyciągnąłem pięćdziesiątkę ze swojego portfela i rzuciłem nią przez stół. -Weź co chcesz.

-Justin, Nie biorę...

-Po prostu to weź!- Uderzyłem w ławkę. Parasolka zatrzęsła się nad nami.

Lexie trzymała nerwowo banknot i marszczyła na swoim krześle. Niektórzy ludzie się zatrzymali i popatrzyli na nas. Boże, zatraciłem się.

- Przepraszam. Lexie, przepraszam. To przez pracę.- Gestykulowałem nieco. -Jak jest... Jak jest w pracy, przy okazji? Claudia nie była potworna?

- Nie.- Lexie wpatrywała się w swoje kolana. - Um... Ona jest w porządku. Jest pod wrażeniem, tak myślę.

- Pytała się o mnie?- Oparłem się do przodu. Staranie się wyglądać normalnie.

- Nie, Justin. Nie przejmuj się, ponadto nie pytałam się o Ciebie. Ja...- Lexie stanęła. - Pójdę po mój lunch. Zaraz wrócę.

Oglądałem ją, gdy szła do delikatesów.

Kiedy widziałem ją zamawiającą, zgarnąłem swoją marynarkę i wymknąłem się.

Nie mogę zrobić tego więcej.

Muszę to naprawić.

Muszę zadzwonić do Clary.

Może nie powinienem mówić ani Clarze, ani Lexie całej prawdy, musiałem powiedzieć, że to koniec, ale tak naprawdę musiałem powiedzieć inaczej- to się zaczyna.

Kiedy wsiadłem do samochodu, napisałem do Lexie.

Tak mi przykro. Dostałem wezwanie. Przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałem. Jutro będę lepszy. Mam obowiązek na tę noc. Wolałbym być z Tobą, ale muszę to zrobić. Pozwól mi zabrać siebie na biwak w ten weekend. Jutro. Pojedziemy w góry. Powiedz tak.

Lexie Catalano

- Jesteś wcześniej w domu.

Abby uniosła swoje brwi i patrzyła na mnie wyczekująco.

Jakoś samo się stało, że Abby była w kuchni, kiedy przybyłam do domu po pracy. Mama też. Może to jest zbieg okoliczności, ale czułam się, jakby były przyczajone, czekały, żeby zobaczyć czy pójdę po pracy do domu, czy do Justina.

Przynajmniej mama nie owijała w bawełnę.

- Nie straciłaś jeszcze tego słodkiego chłopca?

- On ma dwadzieścia pięć lat. Nie jest właściwie chłopcem.- Szperałam w spiżarni, chowając się od wścibskiego spojrzenia mamy i szukając pocieszającego jedzenia. - Również nie jest słodki. Czasami jest takim dupkiem.

Abby mlaskała swoim językiem.

Mama zrobiła jedno ze swoich Ally-wie-o-tym mhmm dźwięków.

Pojawiłam się z paczką chrupek serowych. Znalazłam je pokazujące na siebie.

- Yup, oni mieli kłótnię. - Abby powiedziała jakbym w ogóle tam nie stała. - Która dobrze na mnie wychodzi. Możesz mnie podwieźć do pracy, Lexie?

- Sama rusz swój tyłek do roboty.

Trzasnęłam drzwiami od spiżarni i zeszłam jak burza na dół do piwnicy.

Nie mogłam myśleć uczciwie. Czy moja miłosna bajka się rozpadała? 

Poważnie, wyglądał dzisiaj jakby brał dragi i je też odkładał. Śledziłam ten intrygujący szereg myśli.

Powiedział, że rzucił picie pięć lat temu. A co z dragami?

On miał szalone wahania nastrojów. Miał ochotę na Małego Ptaszka. Dzisiaj się spóźnił (On nigdy się nie spóźnia), spocił się i drżał jak przy 90-stopniowej gorączce*. Oh, I poza tym jego apartament był podejrzliwie bardzo czysty przed moi przyjściem. Kurwa.

Rozpakowywałam się jak huragan, rozpraszając siebie.

Od pierwszego razu, gdy spotkałam Justina, Zaczynałam czuć, że był zbyt dobry, aby był prawdziwy. Zbyt perfekcyjny, zbyt dobry dla mnie, za bardzo mnie interesował. Musiał być jakiś haczyk.

Pociłam się przez ten czas, skończyłam opróżniać wszystkie pudełka w moim pokoju. Fizyczna harówka była dobra. Moje ręce płonęły i moje kolana bolały.

Nie szkodzi fakt, że sprawdzałam swój telefon co dziesięć minut.

Wszystkie moje książki umieściłam na półkach i położyłam swojego pluszowego zwierzaka na łóżku. Pamiętałam jak Justin siedział na moim łóżku, uśmiechał się do mnie.

On chciał jutro jechać na biwak. Nocować, przypuszczałam. Nie dałam mu jeszcze odpowiedzi. Tak, chciałam jechać na biwak z facetem, który doszedł czwartego lipca. Nie, nie chciałam jechać z facetem, którego spotkałam dzisiaj na lunchu.

Piękny Justin. Straszny Justin.

Ale mimo strasznego Justina, bladej skóry i irracjonalnej wściekłości, czułam to dziwne pożądanie, żeby go chronić. Może był po dragach. Albo może mówił prawdę. Miał pieniądze; mógł mieć bardzo stresującą pracę , co pasuje do tego.

Cokolwiek jest Justina problemem, chciałam owinąć swoje ręce wokół niego i warczeć dookoła aż wszystko by go zostawiło.

Wszystko oprócz mnie.

Powiesiłam swoje ubrania na wieszak i porządkowałam szafę. Uporządkuję garderobę, gdy dostanę wypłatę. Potrzebowałam więcej roboczych ubrań. Potrzebowałam więcej stringów. Potrzebowałam też więcej ubrań, które sprawiały, abym poczuła się jakbym należała do Justina.

Zmarszczyłam brwi jak odwieszałam bluzkę i spódniczkę, którą nałożyłam do pracy.

Chciałam oglądać Justina, który się potyka, gdyby mnie zobaczył  w tej spódnicy. Zanim spotkałam sie z nim na lunchu, rozpięłam trzy górne guziki mojej bluzki. Balerinki na platformie podkreślały moje kształtne łydki. Miałam nawet makijaż.

Justina szczęka powinna była uderzyć w chodnik.

Raczej?

Szykowny wygląd. To wszystko co miałam.

Tak przy okazji, choć spocony I zająkany, Justin wyglądał jak męski model w eleganckim  ciemnoszarym garniturze i białej bluzce.

Umieściłam świąteczne światełka na około górnych krawędzi mojego pokoju. Powiesiłam moje plakaty, kalendarz i obraz. Postawiłam kakao na moim stoliku nocnym.

Po spakowaniu pustych pudeł w garażu rzuciłam się na moje łóżko I majstrowałam przy telefonie.

Biwakowanie. Nie byłam na biwaku od lat.

Pomysł Micka na biwak był nie właściwy na tym zatłoczonym polu namiotowym.

Justina pomysł na biwakowanie prawdopodobnie zaangażuje wiadomo kogo do użycia kołków I liny.

Uśmiechnęłam się i westchnęłam. Czemu udawałam, że mam wybór? W momencie, kiedy Justin się mnie spytał, znałam swoją odpowiedź. Pragnęłam jego towarzystwa. Nie mogłam czekać, aż będę sam na sam z nim.

Napisałam do Justina około siódmej.

Przynajmniej trzymałam go by czekał na moją odpowiedź.

Biwak brzmiał dobrze. Nie ma problemu z lunchem, byłeś zestresowany. Byłam nieźle zmartwiona. Nadal jestem. Jak idzie „obowiązek”?

Przegryzałam wargi i czekałam aż odpisze.

Nic.

Skuliłam się w kołdrze i walczyłam z tym, czy nakłonię się by zadzwonić do niego.

Chciałam wiedzieć co było Justina "obowiązkiem" i co robił. Na życie i tuzin innych rzeczy on wydawał się być zdecydowany zachować to przede mną. Boże, on umieszczał swojego penisa w mnie wielokrotnie w ciągu dnia. Czy to nie upoważniło mnie do wrażenia bliskości?

Dwie godziny później mój telefon zadzwonił.

Mały ptaszek. To był toporny dzień dla mnie. Kończy się teraz. Chcę być z Tobą. Chcę powiedzieć Ci tyle rzeczy. Przyjadę po Ciebie wcześnie. O dziewiątej.

Zrobiło mi się ciepło. Chcę być z tobą. Co miał na myśli przez to?

Czemu on się powtarza, chce mi powiedzieć tyle rzeczy? Dlaczego nie może mi po prostu odpowiedzieć?

Więcej pytań, żadnych odpowiedzi.

Boże, jak ja kocham gdy nazywa mnie ptaszkiem.

Ukazały się jego smutne, poważne orzechowe oczy ciemne od pożądania z cieniem rozbawienia. Obrzuciłam go śpiącym uśmiechem.

Justin przyjechał dokładnie o dziewiątej. Właśnie, dziewiąta.

Podszedł do drzwi i mama odpowiedziała przed tym jak poszłam na górę.

Jak skręciłam zza rogu, napięłam się, gdy zobaczyłam Mr. Frostypants szczekającego na moją matkę i drżałam, mogłabym zbyt głośno odetchnąć z ulgą kiedy go zobaczyłam.

Piękny Justin wrócił.

Był uśmiechnięty prowadząc prostą konwersację z moją mamą.

Miał na sobie czarną bluzkę z rękawem ¾ i czarnymi zip-offs*. Chciałam skoczyć na niego. Justin wyglądał cholernie wspaniale w czarnym. Zaczynałam rozumieć, że Justin powinien wyglądać kurewsko wspaniale w papierowej torbie, ale cholerny Boże, każdy strój, który nałoży jest seksowniejszy niż każdy inny.

Kiedy mnie zobaczył, jego uśmiech się rozjaśnił. Podszedł do mnie i przytulił się; jego usta zetknęły się z moim policzkiem.

- Lexie- wyszeptał.

Przylepiłam się do niego.

- Cześć- Powędrowałam palcami do jego włosów, zatrzymałam się na jego twarzy.

Mama zrozumiała o co chodzi i zniknęła.

-Hej.- Justin pogłaskał mój policzek. Pocałował moją szczękę, następnie moje usta. Sprawiał dobre wrażenie na mnie, jakby wiedział, że potrzebowałam tego.

Był ogolony i świeżo wykąpany. Nie dawał znaków mizernego Justina, którego widziałam wczoraj, oczekiwałam trochę mroku pod tymi oczami. Kreśliłam niewyraźną plamę.

- Nocny marek- wybełkotałam.

- Lexie, Ja...-

Mogłam zobaczyć przeprosiny uformowane na jego ustach, więc pocałowałam go, mocno.  Ścisnął moją talię . Och, czuję się tak dobrze.

- Jest w porządku.- Powiedziałam odklejając się od niego. -To koniec, dobrze? Pojedziemy na biwak. Będziemy się świetnie bawić.

- Tak...

Justin pociągnął za mój koński ogon. Jest dziwny dzisiaj, dziwny w najbardziej możliwy sposób. Złapałam siebie na oglądaniu go jak ładował rzeczy do swojego Jeppa. Samochód numer trzy. Jezu.

- Uroczo. - Zrobił swój uśmieszek jak umieszczał mój puszysty niebieski worek do spania obok jego namiotu.

Czy zawsze weekend ma taki efekt na Justinie? Po pierwsze, jego uśmiechy nie były ostre z niepokojem. To było nie dalekie zgryzu na jego twarzy, ale nie raz złapałam go marszczącego brwi na mnie jakbym zrobiła największy błąd w jego wszechświecie.

***

*Chodzi o skalę Fahrenheita. Ludzkie ciało ma w tej skali ma 98,2*F (36,6*C). 90*F w Celsjuszach to 32,2 stopnia.
*Rodzaj spodni 

Dziękuję dobrej duszyczce za przetłumaczenie rozdziału.
Jak wam się podoba nowa grafika?