środa, 10 czerwca 2015

Nineteen

Lexie Catalno

Obudziłam się nagle. W pokoju było ciemno i zimno, zajęło mi trochę czasu zanim przypomniałam sobie gdzie jestem. Byłam w chatce, w Genewie w Nowym Jorku. 

Pod drzwiami od łazienki widziałam pasek światła.

Boże, Justin...

Oparłam się o zagłówek łóżka i przytuliłam do siebie kołdrę. Był chory czy po prostu korzystał z łazienki? Miał tam jakiś tajny zapas alkoholu? Wpatrywałam się w ciemność, chcąc opróżnić swój umysł. 

Wewnątrz siebie czułam rozdrobione fragmenty mojego serca. Mój biedny, piękny kochanek.... co się z nim działo?

Wyglądał jak gdyby był lżejszy o 20 kilogramów, jego oczy były dzikie i szkliste. Na jego przystojnej twarzy malował się niechlujny zarost. Jego włosy rosły w dół karku. Co najgorsze, nie miał w sobie swojego dumnego ducha. Był jak... zepsuty.

Moje myśli rozwiały się, gdy go zobaczyłam. Dlaczego myślę, że mogę utrzymać dystans? Dlaczego miałabym chcieć? Miłość jest nieugięta.

Zegar nocny wskazył 5:12. Nic dziwnego, że czułam się jak wrak, po którym przejechał pociąg.

Wyszłam z łóżka i włożyłam na siebie swoją tunikę. W walizce miałam piżamę, ale ona była w samochodzie, a ja nie miałam ochoty zostawiać Justina tej nocy nawet na krok.

Nie chciałam, by obudził się sam. Już nigdy.

Podeszłam do drzwi od łązienki i nasłuchiwałam.

- Justin?

Cisza.

Zapukałam delikatnie.

- Mam się dobrze - powiedział, a jego głos był cichy. Wyglądało na to, że siedział na podłodze. 

- Jesteś pewien?

- Mm, j-ja...

Słyszałam szuranie, a potem ciszę.

Ostatniej nocy, gdy obserwowałam jego łapczywy oddech przez sen zastanawiałam się, czy nie nabawił się jakiegoś alkoholowego zatrucia. 

- Jesteś chory?

- Kac - powiedział. - Ale to nic.

Jego ton głosu w zupełności mnie nie uspokoił.

Pewnie wyrzygiwał swoje wnętrzności.

Na nowo usłyszałam szuranie, a potem wymioty. Dźwięki były zachrypnięte i bolesne. Przysunęłam się jeszcze bliżej drzwi. Typowy Justin, cierpiący sam.

Dlaczego chce się przede mną ukrywać?

Powinien wiedzieć, że nawet naładowany pistolet mnie nie odstraszy.

Wybudziłam się już całkowicie, więc zaczęłam krążyć wokół sypialni. Włożyłam na siebie swoje leginsy. Pościeliłam łóżko.

Woda w toalecie się spuściła, ale Justina nie było słychać.

Chodząc po domu, zaczęłam dalej go sprzątać. Opróżniłam popielniczki, wstawiłam pranie. Zmieniłam wodę Laurencemu i dałam mu jeść. Biedny facet, musiał widzieć tyle rzeczy...

Moje oczy błądziły po stole w kuchni, gdzie leżały jego strony. Poczułam znajome ukłucie zdrady. Myślałam, że Justin i Cludia spiskują przeciwko mnie. 

Czy Justin stara się manipulować moimi odczuciami na temat tego, co on zrobił?

Moje serce nie zostało wykonane z papieru. To była fikcja. To było moje życie.

Ruszyłam do sypialni, gdy usłyszałam krzyk..

- Justin! - pieprzyć to, wtargnęłam do łazienki.

Justin siedział skulony w kącie, tuląc swoje nogi do siebie. Zapach wymiocin unosił się w powietrzu.

- O Boże, kochanie - szepnęłam, klękając u jego boku i głaszcząc jego włosy. Całe jego ciało się trzęsło. Był przesiąknięty potem.

- Lexie, Lexie...

Chwycił za moje ramię. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego strachu w jego oczach, 

- Justin, już dobrze. Słuchaj mnie, nic się nie stało.

Za każdym razem, gdy brałam jego włosy do tyłu, jego czoło pociło się jeszcze bardziej. Jego serce biło jak szalone.

- Xanax - wymamrotał. - Daj mi jednego. Xanax. W k-kuchni.

- Justin, nie sądzę...

- Lexie! 

Pobiegłam do kuchni. Dobra, Xanax. Znaleźć Xanax. Może Justin był uzależniony. Kurwa, to było właśnie to. Kurwa. Czy on potrzebuje jakiegoś leczenia? Co on robił więcej niż pił?

Panika uniemożliwiała mi skupienie. Moje ręce wędrowały po stole i szukały tabletek. Kurwa, kurwa, kurwa. Które to? Dlaczego Justin ma wszystkie pieprzone leki razem?

Wreszcie znalazłam Xanax. Chwyciłam je i znowu pobiegłam do Justina. Woda kapała z jego włosów. Wziął tabletkę, pogryzł ją i połknął. Jego twarz wykrzywiła się z obrzydzeniem.

Trzymałam się jego boku, a on uśmiechnął się do mnie ponuro.

Boże, odrzuciłam na teraz swoje emocje. W moich oczach formowały się łzy, ale je od siebie odrzuciłam. Kurwa, nie mogę patrzeć na Justina. Na człowieka, który kiedyś był pełen kontroli i zadowolony z siebie.

Spryskałam jego twarz wodą. Pił ze złożonych dłoni. Próbowałam pocierać jego plecy, ale wzdrygał się od mojego dotyku. Jego skóra była jakby w ogniu.

- Justin, co mogę zrobić? Co się dzieje? To... - to nie wygląda mi na kaca.

Justin skulił się ponownie. Otworzył usta, ale na nowo skierował się do toalety, by wymiotować. W jego żołądku nie było już nic. Nic tylko woda i żółć no i niebieski Xanax.

- Och, kurwa... - jęknął.

Dopadły go gwałtowne dreszcze.

Złapałam za jego rękę i ścisnęłam ją.

- Justin - powiedziałam bezradnie.

Wydawało się jakby walczył sam ze sobą. 

- Musimy... musimy udać się do szpitala - szukał moich oczu, ale błądził po płytkach. - Wszystko dobrze, musimy tam po prostu iść, Lexie.

Uchwyt jego dłoni był słaby.

Alkohol przestawał działać. Powinnam się tego domyślić, ale nigdy nie byłam czegoś takiego świadkiem. Boże, ja nie znam żadnego alkoholika.

Oprócz Justina.

- Tak, w porządku - powiedziałam. Musimy być teraz silni. Musiałam być spokojna. - Dobra...

- W-wsadź mnie do samochodu - mamrotał i zaczął czołgać się w stronę drzwi. - Twój telefon. Genewa...

Niepokój Justina był zaraźliwy. Bicie mojego serca przyśpieszyło, a dłonie mi drżały.

Pomogłam Justinowi przejść przez dom do gangu. Zwymiotował przez barierki.

Wciąż miał na sobie bokserki i te stare, smutne kapcie. Nie mogę na nie patrzeć. Nie teraz.

Poprowadziłam go do samochodu tak szybko jak mogłam. Opadł bezwładnie na fotel. Wróciłam szybko do domu po buty i moją torebkę.

Szpital w Genewie był jakieś cztery mile stąd. Położyłam swój telefon na udzie i włączyłam GPS'a. Ścisnęłam ramię Justina.

- Już dobrze - powiedziałam. - Dojedziemy tam za osiem minut. Pięć minut. Kocham cię, Justin.

Jeśli mnie słyszał, nie dawał żadnych wskazówek. Oparł się o drzwi samochodu. Podskakiwał lekko, gdy jechałam, ale nie miałam zamiaru zwalniać. Jechałam szybko jak diabli. Moje reflektory poruszały się szaleńczo wśród chłodnej ciemności.

- Tutaj! - krzyknęłam uradowana, gdy dojechałam na North Street. Justin zachwiał się. - Przepraszam.

Spojrzałam na niego i nacisnęłam na hamulec. Mój krzyk wypełnił cały samochód. Opony zapiszczały.

Całą drogę do szpitala obejmowałam Justina.

Muszę powiedzieć zrozumiałe słowa. Muszę to dobrze wyjaśnić. Moje serce było z Justinem.

Wpadłam na ostry dyżur.

Patrzyłam jak wciągają go na nosze. Jego ciało było pięknie martwe.

Próbowałam się do niego dostać, zderzyłam się z pielęgniarką.

- Mój chłopak! - krzyknęłam. Mój chłopak?

- Hej, słuchaj mnie - zwróciła się do mnie jedna z pielęgniarek. - Potrzebujemy cię teraz. Jak się nazywasz?

- Lexie. Lexie Catalano.

Rozejrzałam się po raz pierwszy. W holu był jedynie starszy człowiek i młodsza para. Wszystkie pary oczu skierowane były na mnie.

- Dobrze, jak nazywa się twój chłopak? Przyniósł ze sobą dokumenty? - pielęgniarka prowadziła mnie do recepcji. Chciałam krzyczeć i prosić, by go ratowali.

Przez następne piętnaście minut odpowiadałam na pytania i wypełniałam jakieś dokumenty. Każde pytanie przypominało mi jedynie to jak mało wiem na temat Justina.

Przynajmniej nie wrzeszczałam. Lęk i strach powstrzymywał moje łzy.

- Co oni robią? Czy dadzą radę powstrzymać napady?

- On jest bardzo odwodniony. Wiesz jak długo pił? Jak wiele razy w przeszłości miał płukany żołądek?

Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem!

Ile razy miał płukany żołądek...

Przypomniałam sobie Justina z butelką w dłoni. Chciałam krzyczeć. On wiedział, że to się stanie, prawda? Zmierzał do tego od dawna.

Koło szóstej rano zostałam wezwana przez pielęgniarkę.

- Zadzwonię do ciebie tak szybko, jak tylko jego stan będzie stabilny.

Powlokłam się do holu.

Ludzie przychodzili i odchodzili.

Wygooglowałam skutki przedawkowania alkoholu.

Zagrożenie życia.

Picie w dużej mierze od tygodni.

Pobudzenie, drgawki... śmierć.

Czy moja noc z Justinem była ostatnią? Jeśli go straciłam... jak będę żyć?


Przejrzałam swoje kontakty. 

Mama, tata, Abby, Chad, Claudia, Nate...

Powinnam zadzwonić do Nate'a. Gdzie on był? Może spędził noc w Genewie, chociaż wątpię. Pewnie pojechał do domu.

- Lexie?

Recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie.

- Możesz go teraz zobaczyć. Na korytarzu, pierwsze łóżko po lewej.

Mój strach powrócił na nowo.

- Dzięki - powiedziałam.

Chwyciłam swoje rzeczy i ruszyłam w wyznaczonym kierunku na OIOM. Zamrugałam kilkakrotnie, biel szpitala mnie raziła. Rozglądałam się i widziałam tylko monitory, łóżka i zasłony. Słyszałam niskie głosy i jęki. Lekarze i pielęgniarki kręcili się w tą i z powrotem, celowo mnie ignorując.

Pierwsze łóżko po lewej stronie.

Nikt się do mnie nie zatrzymał.

Justin leżał na szpitalnym łóżku z pochyloną głową. Rzep przyczepiony był do jego nadgarstków i kostek, miał cewnik. Jego kroplówka była już w połowie pusta. Monitor pokazywał stan jego zdrowia. Przełknęłam ślinę i podeszłam bliżej. Smutek miażdżył mi serce. Ja to zrobiłam. Przeze mnie tu leży. Sprawiłam, że stał się alkoholikiem. Przeze mnie zaczął pić.

Dotknęłam jego klatki piersiowej.

- Justin? - wyszeptałam, chociaż wiedziałam, że nie może mnie usłyszeć.

Trzymałam rękę na jego ciele, znalazłam telefon i wykonałam połączenie.

Słuchałam dzwonka.

Kiedy już myślałam, że nikt nie odbierze, usłyszałam kliknięcie i głos Nate'a.

- Cześć Lexie, wszystko w porządku?

Zaczęłam zanosić się płaczem.


Wiem, że dodaję strasznie szybko rozdziały, ale to taka rekompensata za to, że nie było tutaj nic prawie dwa miesiące, chyba wam to nie przeszkadza? Jak wspominałam już niedługo koniec opowiadania, ale to dobrze, bo męczy mnie styl pisania autorki. Lubię to opowiadanie, ale jest strasznie mało opisów uczuć, może tylko ja to odczułam, nie wiem.

Co do nowego tłumaczenia - zdecydowałam się!
Miałam wczoraj krótką chwile, więc postanowiłam czegoś poszukać no i znalazłam. Opowiadanie nazywa się Escort i różni się od Night Owl, ale również jest zaliczne do +18. Niżej znajdziecie do niego link. Miło by było, gdybyście zajrzeli i zostawili po sobie jakiś znak.

"21-letniej Ashlyn mówiono, że praca jako striptizerka i towarzyszka może przynieść jej prawdziwe kłopoty. I kiedy te kłopoty faktycznie nadeszły, lokalny gangster Justin Bieber jest do niej wysłany przez los. Ale czy bycie z nim nie jest dla niej większym problemem niż zanim go znała? "


15 komentarzy:

  1. Boże, piękny i smutny rozdział. Dlaczego tak się kończy? :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. :) mam nadzieje ze Justin wróć do zdrowia. <3 Kocham to. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. biedny Justin, jeju prawie sie poryczalam wyobrazajsc sobie go w takim stanie:((( swietny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  5. tak, zdecydowanie opowiadanie samo w sobie jest dobre, ale styl autorki jest taki ugh : o naprawdę mało opisów i wgl, plus do tego skakanie z czasów itd, a to prowadzi do zawiłości :o ooo czekam na nowe <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin dasz radę, jezu wierzę w Ciebie gosciu!;/ Wyzdrowiej dla Lexie, ona Cię kocha a ty kochasz ja...
    Serio jak czytałam ten rozdział to myślałam ze się rozrycze, jak on mógł AŻ tak się stoczyć, jak kurwa :/
    Co do stylu autorki.. Tak, też sądzę ze styl jej pisania jest dziwny? Bo opowiadanie jest fajne ale tak jak mówiłas, mało opisów i tu nie chodzi nawet o opisy uczuc, ogólnie.

    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Justin musi wyzdrowieć! Nie przewiduje innej opcji! Rzeczywiście, ten styl pisania jest troche dziwny, inny od wszystkich jednak nadal ciekawe. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. dodaj juz nowy prosze:(((((((

    OdpowiedzUsuń
  9. Japiernicze ile jeszcze mamy czekać?!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. DODAJ NOWY 1 2 3!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. jaja ze robisz z nas dziewczyno

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no prosze. To opowiadanie ma cos dziwnego w sobie. Moze chodzi tu po prostu o szczerosc i realizm (względnie)?
    Po za tym prosze nie rób tak. Wpadasz raz na miesiąc i tłumaczysz 3 rozdziały. Proooosze :)

    OdpowiedzUsuń