środa, 3 czerwca 2015

Sixteen

Justin Bieber

"Finger Lakes" jest krajem wina.

Kurwa, oni mają nawet wino pod nazwą Seneca Wine Trail. Chodzisz po tym całym cholernym jeziorze, dopóki nie zemdlejesz. 

To prawda, trafił mnie szlag. Pożyczyłem rower mojego brata i poruszałem się po terenie Genewy jak wariat. 

Nie przejmowanie się jest cholernie wyzwalające.

Wyposażyłem chatkę w masę wina. Nate przestał mnie dręczyć w połowie września, za co podziękowałem Bogu. Miał dobry pomysł, abym spędził trochę czasu sam na sam z naturą, ale nie potrzebowałem jego jako mojej matki.

Więc zacząłem pić na nowo. I co? Zapomniałem jak bardzo to kochałem.

I kurwa, napisałem Ten Thousand Nights, gdy mój tyłek był pijany. To wciąż jedna z najbardziej popularnych noweli. Mógłbym napisać dalszą część The Surrogate, nie ma problemu.

Rozsiadłem się na werandzie. Postanowiłem jak co tydzień zadzwonić do Claudii.

- Justin - westchnęła.

Boże, ta suka. Czy ona zawsze musi nią być? Spodziewałem się jej tonu och-nie-to-znowu-Justin jak cholera. Muszę porozmawiać z moim najsłynniejszym autorem.

- Tak, przepraszam, że padam na twoją cholerną paradę - mruknąłem niewyraźnie.

Cisza.

- Mam na myśli kurwa, Claudia... nie jestem sobą. Ostatnio jak sprawdzałem...

- To ten czas, Justin - jej głos był cichy i odległy. Spojrzałem na telefon. Była 4 rano.

- Jesteś dwie pieprzone godziny za mną! Boże, Claudia, kurwa ja pracuję również nad moim planem. Jest kurwa drugim Balzackiem!*  Co z Proustem? On potrzebuje...

- Czego chcesz?

Nie było pytania na końcu zdania Claudii. Ta suka. Wiedziała, że trzyma mnie za jaja, bo miała Lexie.

Wypiłem łyk Riesling. Potrzebowałem butelki wina. Jeszcze lepiej, potrzebowałem butelki Woodford Reserve.

- Wiesz, czego chcę. Co ona na to? Nigdy o to nie pytam, ale...

- Ona to kocha - Claudia stłumiła ziewnięcie.

Dobra, Claudia prawdopodobnie zasypiała, jakby mnie to kurwa obchodziło. Zasłużyła na to. Ona sprzedała mnie do dziennikarzy. Ona i Clara, może nawet Nate. Będę miał jeszcze czas, aby o tym myśleć. Oni wiedzieli o mnie i o Lexie.

Nie można ufać nikomu.

- Przysięgam - warknąłem. - Powiedz mi więcej.

- Ona... naprawdę wczuwa się w narratora.

- Dlaczego?

- Nie wiem, Justin. Pracujemy razem, nie robimy psychoanalizy.

- Och. pieprz się, Claudia.

Zakończyłem połączenie. Pieprzyć ją. Opróżniłem moją butelkę i rzuciłem nią, oglądając jak toczy się przez ganek. Co za kurwa wspaniała noc. Chłodna i ciemna, wietrznie i cicho. Wszystkim czego potrzebowałem były papierosy. Albo butelka piwa. Moje Ambien dawało kopa. Boże, kochałem to uczucie. Jak gdyby balon rozwijał się w mojej głowie i rósł.

Obudziłem się pijany.

Jezu, dlaczego śpię na werandzie? Byłem cholernie zmarznięty, miałem na sobie jedynie parę bokserem i to bolało jak skurwysyn. Osunąłem się na krześle z wikliny.

Przejrzałem swój telefon. Huh, rozmawiałem z Claudią. Boże, ona pewnie dzwoniła do mnie w środku nocy. Ona zawsze dzwoni, zawsze mnie nęka.

Poczołgałem się do środka i wziąłem dwa shoty Bourbon. Przełknąłem trzy szklanki wody. Cholera, to zawsze mi pomagało. Ból zniknął, żołądek zastygł, a dłonie przestały drżeć.

Odświeżyłem wodę Laurencego i zapełniłem jego miskę.

- Idealny poranek - powiedziałem w jego stronę. Nuciłem podczas ubierania się. Mm. czułem się tak dobrze, by pić. Piję całodobowo.

Mój umysł wariował, gdy szczotkowałem zęby. Poranek był chłodny. Zapaliłem papierosa i ruszyłem przed siebie, zastawiając za sobą otwarte okna. Chatka wujka była po środku niczego.

Szedłem wzdłuż żwirowej drogi do mojego najbliższego sąsiada, który miał farmę, na którą przyjeżdżali ludzie w celu zakupu świeżych warzyw i jajek. Osoba, która pisała za mnie czasem na maszynie była żoną farmera. Zapłaciłem jej dziesięć dolarów za napisanie jednej strony.

Mieliśmy ciężki start. Dużo zmian, do tego mój charakter pisma... ale po około miesiącu wszystko szło gładko. Pisałem coś, zaniosłem parę stron Wendy, kupiłem warzywa, napisałem strony, wysłałem to do Claudii i tak to się powtarza.

Nigdy nie przebywałem w sieci. Nie brałem ze sobą nawet laptopa. Internet był pełen plotek na mój temat i połowa była winą Clary. Tak właśnie poznałem Lexie. Nierealnie, anonimowo, przez stronę. Świecący ekran laptopa może jedynie przynieść mi ból.

- Masz dla mnie strony? - Wendy uśmiechnęła się, a kąciki jej oczu słodko się zmarszczyły.

Otaczały ją małe kurczaki. Gdy tylko mnie zobaczyła, wytarła swoje dłonie o spodnie.

- Tak, piętnaście czy coś koło tego.

W powietrzu unosiły się pióra. Nie lubiłem patrzeć Wendy w oczy. Cholera, nikomu nie lubię patrzeć w oczy. Kontakt wzrokowy jest zbyt intymny.

Wendy to zrozumiała, rozgryzła mnie. Nie przeszkadzał jej nawet mój oddech pełen alkoholu.

Wzięła ode mnie strony i potarła moje ramię. Jej dłonie były suche.

- Jasne, słoneczko - powiedziała. - Patrzysz na tych małych facetów? No spójrz na nie.

- Tak, są słodkie. Bóże, są słodziutkie - przejechałem dłonią po włosach. Potrzebowałem prysznica. I przy okazji mógłbym wypić dwa kolejne shoty. - Popatrzę na te zwierzaki przez chwilę, dobrze?

Wendy zaśmiała się.

- Justin, prosiłam cię, abyś przestał o cokolwiek prosić. Możesz przyjść do nich kiedy tylko chcesz. Będę w domu.

- Mm, dzięki. Dzięki Wendy.

Patrzyłem jak odchodzi w stronę wiejskiego domu. Tu i tam odchodziła farba. Teren był zaniedbany, a ogród potrzebował opieki.

Doskonałe. To miejsce było idealne. Zbliżyłem się do kurczaków.

- Hej maluchy - przykucnąłem i sięgnąłem po nie. Zaczęły ode mnie uciekać, na co jedynie się zaśmiałem. - Jesteście małymi frajerami. Wszystkie w przeciągu miesiąca będziecie brzydkie, grube i szare. No chodźcie tutaj.

Moje serce łamało się, gdy na nie patrzyłem. Zacząłbym płakać, gdybym tylko udał się do stodoły. Tak zwykle robiłem.

Wreszcie udało mi się schwytać jednego kurczaka. Przytuliłem go do piersi.

Mały ptaszek, pomyślałem. Ciepły, miękki, mały ptaszek.

Krążyłem wokół zwierząt i rozmawiałem z nimi. Karmiłem kozy i patrzyłem na wszystko inne. Pogłaskałem nawet małą świnkę.

W stodole rzucił się na mnie kot w prążki.

Rozejrzałem się. Nie było w pobliżu nikogo. Tylko ja i stary, czarny Percheron* w swojej stajni. Oddaliłem się od kota i podszedłem bliżej konia. Wiedziałem, że to głupie. Pogłaskałem go po głowie.

- Hej kolego - powiedziałem, a mój głos był gruby. Nie byłem smutny ani jakikolwiek. Mike powiedział, że płacz jest oczyszczający i czasem nie ma nic wspólnego z bólem.

Koń był silny, a jego szyja była czysta od mięśni. Przejechałem dłonią po jego pysku.

- Jesteś wieki i silny - szepnąłem.

Nawet w chłodny poranek stajnia była gorąca. W powietrzu unosił się zapach siana zmieszany z paszą. Przycisnąłem twarz do szyi konia, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

- Justin?

Odwróciłem się.

Och, kurwa. Córka Wendy stała w drzwiach i uśmiechała się do mnie. Nigdy nie pamietałem jej imienia. Hope? Grace? Coś zdrowego i dziwnego.

- Mm, pieprzona alergia na siano - mruknąłem, pocierając oczy,

- Widzę, dopadło cię - podniosła pustą butelkę. - Mamy nowego cielaka, powinieneś ją zobaczyć.

Wsadziłem dłonie do kieszeni i spojrzałem w bok, kiedy dziewczyna zbliżyła się do mnie. Spojrzałem na nią. Miało mocne, czarne włosy, piegi i niebieskie oczy. Nosiła warkocz opadający na jej plecy. Widywałem ją wiele razy, ale nigdy nie przyszło mi na myśl, że mógłbym się jej spodobać.

- Tak, powinienem - odezwałem się. - I tak robiłem obchód.

- Mama już pracuje nad twoimi stronami. Wiesz, ona naprawdę kocha to robić. Nie pozwala mi nawet tego czytać.

Dziewczyna stanęła przede mną. Wydawała się być zbyt blisko, albo to ja byłem pijany.

- Cóż, tak - wymamrotałem. - To trochę prywatne.

- Nic wielkiego - zachichotała. Podniosła się na palcach i oplotła swoje ramiona dłońmi. Jej piersi wręcz patrzyły się na mnie. - Justin?

Nie poruszyłem się. Czułem się jak kawał gliny. Jej ramiona były fajnie smukłe, a ona była coraz bliżej. Jej oddech łaskotał moją szyję. Dziwne. Nie czułem nic. Stałem tam i patrzyłem obojętnie na jedną ze ścian.

- Dlaczego jesteś taki smutny? - spytała. - Jesteś taki smutny. Spróbuję cię uszczęśliwić.

Chłodny uśmiech wdarł się na moje usta.

- Myślisz, że to możliwe? - powiedziałem.

- Wiem, że mogę. Zadbam o ciebie - jej dłonie przesuwały się po moich plecach. Nadal nic nie czułem. Czułem jedynie jej dłonie na moim kręgosłupie, a potem na żebrach.

Dziewczyna zaczęła rozpinać moje spodnie. Pozwoliłem jej na to, patrząc beznamiętnie jak sobie radzi. Chwyciła mojego suchego fiuta, a ja widziałem jej ciemne brwi. Mój uśmiech drgnął.

Po minutowym masażu padła na kolana. Widziałem to jak bardzo była zdeterminowana. Zaczęła go lizać, a na końcu ssać. W jej oczach był błysk, gdy na mnie spojrzała.

Mój kutas nie reagował.

Wzruszyłem ramionami, a potem zacząłem się śmiać. Dziewczyna zrobiła się czerwona.

- Niezła próba, dzieciaku - powiedziałem.

Schowałem swojego penisa do spodni i opuściłem stodołę. Najwidoczniej śmiech działa tak samo jak łzy.

Zrobiłem sobie jajecznicę z dwóch jajek, gdy wrociłem do kabiny. Spożywałem posiłek, popijąc go Bourbon*. Jakoś po lekach i alkoholu mój żołądek stał się pełen. Starałem się jeść w ciągu dnia, chociaż w nocy i tak to zwracałem.

Nic trudnego, nudności przychodziły mi z łatwością.

Pisałem przez parę godzin, aż stałem się zbyt pijany, aby widzieć prosto. Mój bohater miał kochać się z kobietą. Chciałem napisać ekscytującą scenę seksu, ale nie wypływały ze mnie żadne słowa.

Nie wychodziło mi nic.

Zwykle siadałem, wyobrażałem sobie scenę i ją pisałem. Nie tym razem. Wciąż myślałem o Lexie. Chciałem napisać to dla niej.

Próbowałem ponownie połączyć się z moją pasją, którą kiedyś dzieliliśmy. W moich samochodzie, w moim pokoju, w jej łóżku. Obrazy były sterylne. Dłoń na skórze, serce zamknięte.

Kurwa. Co się ze mną dzieje? I dlaczego pozwoliłem Claudii, by dała czytać moją powieść Lexie? To nie miało sensu. Minęły trzy miesiące. Definitywny koniec mnie i Lexie.

Ledwo pamiętam dźwięk jej głosu, zapach jej włosów.

Stała się pomysłem,

*

Obudziłem się na kanapie. Dżinsy zmieniły się w spodnie od piżamy. Było trochę zimno.

Po wypiciu dwóch shotów Xanax, zadzowniłem do Mike'a.

Mike wciąż był przyzwoitym psychiatrą, nawet jeśli mu nawet nie ufałem. Podał mi leki, zanim przyleciałem do Nowego Jorku. Dzwoniłem do niego od czasu do czasu. Trzydzieści minut rozmowy z nim kosztowało mnie sto dolców, ale pieniądze nie miały dla mnie znaczenia.

- Witaj Justin. Jak się masz?

- Dobrze. Wiesz, dobrze. Czy to dobry czas?

- Tak, oczywiście.

Usłyszałem zamykanie drzwi.

- Spójrz, kto przepisuje twoje notatki? - powiedziałem.

- Justin, skończyliśmy...

- Nie, ja wiem. Ale mama Lexie, robi to, wiesz o tym? Myślałem o tych notatkach...

Mike był jednym z niewielu ludzi, którzy przerywali moją rozmową.

- Wiesz, że to byłoby dla mnie zły - odezwałem się. Zacząłem krążyć po kabinie. Mój cień podążał za mną. Nie miałem pojęcia która godzina, ani który dzień. Traciłem tygodnie na upijaniu się. - Są rzeczy, które chce powiedzieć. Ale nikt nie może wiedzieć. To trafia do internetu i wszędzie.

- Bierz te leki ode mnie na poważnie, Justin.

- Tak, biorę. Czy robisz notatki z naszych rozmów?

- Tak, robię krótkie notatki na temat naszych rozmów. Pozwól, że zadal ci pytanie.

- Dawaj.

- Czy bierzesz Zyprexa* jak ci przepisałem?

- Nie, nie za bardzo. Usypiają mnie. Biorę Xanax.

- Chciałbym, abyś nadal brał Xanax, ale takze i Zyprexa.

- Postaram się.

Uśmiechnąłem się i przewróciłem oczami na Laurencego. Klasycznie. Mike chciał oskarżyć mnie o paranoję.

- W każdym razie Mike, mam problem. W zasadzie... - odbiłem piłkę nogą o ścianę. - Mój kutas nie chce stawać.

- Okej... - powiedział Mike. - Masz problem z erekcją lub osiągnięciem wzwodu?

- Ze wzwodem, tak myślę.

- I od jak dawna to trwa?

- Około trzech miesięcy. Nie wiem, może dwa. Odkąd nie ma mnie w Denver.

- Próbowałeś współżyć?

Pomyślałem o dziewczynie ze stodoły.

- Mm, niezbyt - skrzywiłem się. Potrzebowałem kolejnego drinka. - Słuchaj. Wiem tylko, że kiedyś budziłem się, a on stał. Jasna cholera. Nie mogłem mu przecież powiedzieć o tym, jak mój kutas stawał się trwady przy Lexie. Jej głos sprawiał, że mógłbym dojść.

Moje gardło zaczęło palić, potarłem szczękę.

- Potrzebuję kurwa jakiejś Viagry* - uniosłem ton głosu. - Muszę się uwolnić. Potrzebuję tego. To doprowadza mnie do szału.

- Lekarstwo jest opcją. Ale nie mogę przepisać leków młodemu, zdrowemu człowiekowi...

- Rozmowa skończona - zakończyłem rozmowę i rzuciłem telefonem na kanapę.

Młody, zdrowy człowiek...

Może Mike miał rację. Może mój kutas wróciłby do żywych, gdybym przestał tyle pić. Jednak wątpię w to.

Otworzyłem butelkę piwa i usiadłem przy stole. Uniosłem pióro przy notatniku. Mogłem pominąć sceny seksu i wrócić do tego później. Ale jak poradzę sobie z resztą noweli? Seks był tu konieczny. Kurwa.

Usunąłem zdjęcia Lexie z mojego telefonu jakiś miesiąc temu. Nie zasługuję na to, by je mieć. Mimo wszystko, gdy starałem się o nich myśleć, przenosiłem swoją rękę między nogi.

Starałem sobie przypomnieć czas, gdy byliśmy dla siebie obcy w sieci.

Lexie.

I moment, kiedy pierwszy raz zobaczyłem jej zdjęcia.

Trzeci raz, w hotelu w Montanie.

Boże, jesteś idealna. Połóż się. Umieść telefon koło ucha. Chcę, abyś miała wolne obie dłonie.

Pod moją ręką, mój fiut nawet nie drgnął.

Rzuciłem butelką przez pokój. Rozbiła się o ścianę, a szkło leżało na ziemi. Laurence przeskoczył na drugi koniec klatki.

- Niestety - wymamrotałem. - Kurwa, przepraszam Laurence.

Odrzuciłem od siebie notes. Wstałem i udałem się na dół. Ból był błogosławioną ulgą. Podłoga wyrosła, by mnie spotkać, a ja opadłem na nią, niczym w rzekę zapomnienia.

* Percheron - rasa konia.
* Bourbon - rodzaj drinka
* Zyprexa - leki na schizofrenię
* Viagra - leki na potencję


Przepraszam, że rozdziału nie było tak długo. To wina mojego lenistwa i szkoły.
Za literówki przepraszam.


9 komentarzy:

  1. Jak nie masz czasu na tłumaczenie poproś kogoś o pomoc.. widziałam pod innymi rozdziałami, że ktoś się zgłaszał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Mam nadzieje, ze nie długo do akcji wróci lexie ❤️ Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Szkoda mi Justina, ale z drugiej strony... Chyba na to zasłużył :(. Mam jednak nadzieję, że Lexi odwiedzi go i postawi do pionu. Pozdrawiam! / Laura.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm zobaczymy co to będzie dalej. Śmiać mi się chciało, gdy czytałam tą akcję w stodole. Na miejscu tej młodej dziewczyny bym ze wstydu się popłakała xD Ale co teraz? Czy Lexie postanowi spotkać się z nim czy ucieknie? Proszę, niech oni się spotkają :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Bourbon to po prostu Whiskey :P i nie wiem czemu, ale gdzie bym nie czytała w książkach czy opowiadaniach o alkoholikach, to zawsze a zawsze piją bourbon :ooo czy za granicą to jeden z tańszych trunków?! : o bo u nas do najtańszych nie należy ;oooo no ale co do rozdziału, to super, tylko jak zawsze trochę zawiły, ale można się odnaleźć :3 ojej i biedaczek :< czyżby chwilowa impotencja ? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prawie dwóch miesiącach... Już myślałam, że z tym koniec, więc cieszę się, że jednak nie.
    Podoba mi się to jak jest pisane to opowiadanie, jakby proste przedstawienie pokręconych rzeczy. Trudno mi to opisać.
    Oczywiście gdy było, że ktoś się pojawił w stodole/stajni to miałam nadzieje, że to Lexi... Szkoda, że jeszcze się nie pojawiła. Dlatego czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Ona musi przyjechać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na prawde myślałam, ze się juz nie doczekam rozdziału. Szkoda mi tylko tego, ze Justin aż tak się stoczył ale mam nadzieje że Lexie jakoś mu pomoze

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że tak rzadko dodajesz rozdziały.. może powinnaś znaleźć kogoś do pomocy?

    OdpowiedzUsuń