niedziela, 28 czerwca 2015

Twenty

Justin Bieber

Nate położył pluszowego manatowca* na mojej klatce piersiowej, którego niechętnie dotknąłem.

Był aksamitnie miękki i miał plastikowe, czarne oczy. Pogłaskałem go.

- Wypchane zwierzęta - uśmiechnąłem się. - Co ona myśli, że jestem dzieckiem?

Nate wzruszył ramionami.

- Nie powinien tego mówić, ale odwaliłeś kawał dobrej roboty z udawaniem.

Nate był bardziej opryskliwy niż zazwyczaj. On nigdy taki nie był. Przytuliłem pluszaka do piersi.

- Jaki jest kurwa twój problem? Zachowujesz się jak gówno cały tydzień. Leżę w szpitalnym łóżku, wrzuć trochę na luz.

Nate spoczął na łóżku obok mnie i splótł swoje palce. Spojrzał na moje śmieszne śniadanie.

- Chciałbym wiedzieć w jaki sposób masz się zamiar stąd wydostać nie jedząc

- Nie mam apetytu. Wygoogluj sobie, to dość częsty objaw.

Nate westchnął przez nos. Zamknął oczy i odchylił się na krześle. Przewróciłem na niego oczami.

- Wiesz - zacząłem. - Możesz po prostu przysłać tu niespodziewanie Lexie, a ona mnie nakarmi. Czy to nie brzmi upokarzająco?

- Nie myśl, że nie próbowałem, Justin. Niestety, ale była zbyt zdruzgotana, gdy powiedziałem jej o tym, że nie chcesz jej widzieć, że byłoby śmiesznie gdybym ją teraz o to poprosił.

- Nie chcę żeby ona oglądała mnie. To pierdolona różnica.

- Oh więc jej to powiedz! - Nate wstał i zaczął krążyć. Nigdy nie widziałem go tak wzburzonego. Zawsze był spokojny. - Poza tym i tak odwaliła kawał brudnej roboty za mnie.

Brudnej roboty. Zabolało.

- Zobaczę ją, gdy stąd wyjdę - wymamrotałem. - Kiedy wydostanę się z tego gówna, ogolę i będę bardziej przypominał siebie.

- Jesteś żałosny. Jestem pewien, że widziała cię w gorszych sytuacjach.

Wymieniliśmy się spojrzeniami. Mój brat był pieprzonym dupkiem. W garniturze i po świeżym prysznicu na pewno miał przewagę.

- Nie miałem innego wyboru Justin i wiesz co? Pracowała. Jest mi teraz jedynie przykro, że wciągnąłem w to tą biedną dziewczynę. Wymierzyłeś w nią pistoletem ty szalony sukinsynie!

Skrzywiłem się. Mm, więc Lexie opowiedziała mu o pistolecie.

- Tak, powiedziała mi o tym - powiedział. - I zanim zapytasz, mam tę broń. Nie dostaniesz jej z powrotem.

- Ona jest tutaj?

- Och oczywiście, jak cały czas. Siedzi w holu jak jakaś sierota - Nate dotknął palcem mojego manatowca.

- Nie dotykaj jej! - powiedziałem.

- Przepraszam? - jego oczy powiększyły się.

- Co wy w ogóle robiliście?

- Sprzątaliśmy twój syf. Dbaliśmy o królika. Pakowaliśmy twoje rzeczy.

Kiwnąłem głową. Tak, mój pobyt tutaj dobiegł końca. Jadę do domu... ale jakiego? Do domu wujka czy domu w Denver? A może Nate wysłał mnie na odwyk? Czułem się dziwnie w tej sprawie.

W rzeczywistości nie mogłem myśleć o niczym innym niż Lexie. Ale myśli o nią napawały mnie wstydem i poczuciem winy.

- Mogę odejść? - spytałem.

- Zjedz śniadanie.

Tylko Nate mógł mówić do mnie w ten sposób. Tylko on powodował, że czułem się jak dziecko.

Zacząłem grzebać w omlecie, którego zamówiłem. Myślałem o Lexie w holu, o czekającym Nate'cie. Czekają na mnie. Minęło pięć dni odkąd trafiłem do szpitala. Miałem swój własny pokój i swoją pielęgniarkę.

Mój omlet był zimny i jak guma. Wziąłem tylko parę kawałków i spojrzałem na Nate'a.

Nie chciałem wyglądać żałośnie, ale taki byłem.

- Och Boże, Justin - podszedł do mnie i chwycił tył mojej szyi, przyciskając swoje czoło do mojego. Pachniał wodą kolońską i jesienią. Mój starszy brat. Zamknąłem oczy, aby pozbyć się łez.

- Dlaczego jestem taki popierdolony? - szepnąłem.

- Hej mały, nie jesteś - pogładził moją szyję. - Kocham cię kolego, twój braciszek cię kocha.

Moje gardło zacisnęło się. Czy on próbuje doprowadzić mnie do łez?

- I Lexie cię kocha, Justin. Naprawdę cię kocha, nie widzisz tego?

Wyprostował się i odwrócił nagle. Przysunął dłoń do twarzy.

- Zabieramy cię dzisiaj do domu - odchrząknął i zapanował nad swoim głosem. - Musisz zjeść tylko śniadanie, pokaż, że wracasz do zdrowych. Lekarz cię zbada, psychiatra również. Bądź miły, dobra?

- Obiecuję. Będę.

- Dobra kolego. Idę wypełnić resztę formalności. Przyniosłem ci jakieś ubrania.

Myślałem o ubraniach z mojej chatki. Nie miałem ich wiele, nie myślałem o swoim wyglądzie wtedy. A teraz? Teraz będę oglądał Lexie.

- Ciepłe ubrania? - spytałem.

Nate był przy drzwiach, musiał usłyszeć niepokój w moim głosie.

- Kilka rzeczy jest moich - uśmiechnął się. - I są ciepłe.

Mój lekarz był młodym Hindusem. Widziałem go raz, może dwa razy dziennie. Nazywał mnie pan Bieber i był naprawdę miły.

- Zjadł pan swoje śniadanie, panie Bieber. To już coś.

Uśmiechnąłem się i skinąłem głową. To prawda. Zjadłem całego omleta, jakieś owoce, wypiłem sok pomarańczowy i zjadłem tosty.

Dr Parikh słuchał bicia mojego serca i patrzył w moje oczy.

- Panie Bieber, musi pan nadal brać Librium przez minimum tydzień. Przepiszę ci nową dawkę. Będziesz miewał drgawki, jeśli nie będziesz tego zażywał. Nie wolno ci pić.

- Nie będę pił - obiecałem.

Podał mi resztę istotnych informacji i uścisnęliśmy sobie dłonie.

- Musi pan o siebie dbać, panie Bieber.

Moim psychiatrą była wysoka kobieta z szaro-blond włosami. Usiadła u brzegu mojego łóżka.

- Wybierasz się stąd na odwyk? - spytała. - Gorąco polecam. Mamy połączenie z New Mercies. Ich program trwa trzydzieści dni i jest skuteczny.

Bądź miły, powiedział Nate. Uśmiechnąłem się.

- Czuję się dobrze.

Moje kochanie.

Zamknąłem oczy. Noc, gdy Lexie pojawiła się w domu... to wszystko alkohol.

- Justin, dobrze się czujesz?

Spojrzałem na psychiatrę.

Otworzyłem usta, aby zagrozić jej moim wujkiem prawnikiem, ale zacisnąłem zęby. Miałem być miły.

- Mam dobre wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Nie będę pił.

Wypytywała mnie przez kolejne dziesięć minut. Zapytała czy miałem myśli samobójcze. Spytała czy chciałem kogoś zabić. Dzięki Bogu, że nie wiedziała o tym pistolecie.

- Po zarejestrowaniu formularza informacyjnego, wyślemy notatki do psychiatry w Denever.

- Oczywiście - powiedziałem. Kurwa, chciałem być pod wpływem narkotyków przez jakiś tydzień.

Wreszcie wyszła.

Nate wrócił rozpromieniony. Dostał zgodę na moje zwolnienie.

- Wyjdź, gdy będziesz gotowy. Czekam na zewnątrz.

Boże, mógłbym go pocałować. Pożyczył mi ciemną parę spodni od Armaniego i zielonkawy sweter w serek. Przebrałem się szybko, rozkoszując się dotykiem prawdziwych ubrań na mojej skórze.

W łazience musiałem chwycić się wieszaka na ręczniki, wszystko było dla mnie jak na łódce. Cholera, byłem słaby. I nie wyglądałem gorąco. Muszę się ogolić jak najszybciej, a tymczasem unikać swojego odbicia. Ono nie nastawi mnie psychicznie na spotkanie z Lexie.

Nic mi nie pomoże.

Trzymałem swojego pluszowego manatowca i usiadłem na łóżku. Musiałem spędzić tak kawał czasu, bo Nate wszedł i uśmiechnął się niepewnie.

- Hej kolego, wyglądasz dobrze.

- Och tak, dziękuję - wygładziłem dłonią swój sweter.

- Masz wszystko? - spytał, podnosząc moją torbę i widząc jak trzymam pluszaka. - Masz swojego przyjaciela?

- Tak.

- Papierkowa robota załatwiona, musisz się tylko podpisać.

- Dobrze.

Wstałem ostrożnie. Nate owinął swoją rękę wokół mojego ramienia. Nie wiem za co jestem mu bardziej wdzięczny. Zapisałem swoje nazwisko na dwóch kartkach, a pielęgniarki życzyły mi szybkiego powrotu do zdrowia. Nate prowadził mnie do holu, patrzyłem w płytki.

- Oto on! - ogłosił Nate. Nie patrzyłem w górę. Zobaczyłem na płytkach zbliżającą się postać. Kurwa, wciąż mam na sobie szpitalne bransoletki. Zerwałem je.

Lexie buty zasłoniły mój widok. Spojrzałem na brata. Odsunął się, ale nadal na nas patrzył.

Dotknęła mojego ramienia, spojrzałem szybko w jej oczy. Ciemne, duże, pełne niepokoju.

- Dzięki - powiedziałem, pokazując pluszaka.

Mój wstyd mnie przerażał.

- Podoba ci się?

Lexie splotła nasze dłonie razem. Pamięć migotała mi w ciemności, Lexie zabierająca moją broń.

- Tak, to jest miękkie...

Staliśmy tak przez chwilę, Lexie głaskała moje dłonie i nadgarstki. Znajome uczucie przeszło między nami, skóra w skórę.

Nate wyprowadził nas na zewnątrz. Zimne powietrze wirowało wokół mnie. Październik na wschodnim wybrzeżu... więc ja żyję. Naszym pierwszym przystankiem była apteka.

Zakupiliśmy moje leki i zatrzymaliśmy się na parkingu. Kupił mi także Sprite z automatu. Umieściłem pigułkę na języku, myślami wychodząc za samochód.

- Lexie patrzy - syknął. - Weź to.

Połknąłem tabletkę i popiłem.

- Możesz spróbować nawiązać z nią kontakt wzrokowy - powiedział.

- Staram się.

Usadowiłem się na tyle samochodu Nate'a i odwzajemniłem uśmiech Lexie.

Laurence siedział w klatce na przednim siedzeniu.

- O co chodzi? - szepnęła Lexie, gdy myślałem o Wendy i zwierzętach.

- Miałem... trochę warzyw. W lodówce.

- Wiele wyrzuciliśmy, a co mogliśmy to zjedliśmy.

Gniew nade mną zapanował, gdy wyobraziłem sobie mojego brata i Lexie razem gotujących. Odwróciłem wzrok w stronę okna, a Lexie chwyciła moją dłoń.

Librium zaczęło działać, gdy tylko wyjechaliśmy na autostradę. Lexie pozwoliła, abym położył głowę na jej kolanach i wyciągnął się.

- Gdzie jedziemy? - powiedziałem cicho.

- Do domu twojego brata.

- A potem gdzie jedziemy?

- Gdzie chcesz jechać? - przejechała palcami po moich włosach.

- Gdziekolwiek będziesz ty.

- Wtedy wrócisz do Denver ze mną. Będę o ciebie dbać, Justin.

Zasnąłem od dotyku palców Lexie na mojej twarzy.

Obudził mnie piskliwy głos mojego bratanka.

- Wujek Justin, wujek Justin!

Mój siostrzeniec jest jak terror. Nate roześmiał się i opuścił samochód.

Być może ja i ośmioletni Owen to jak Nate zajmujący się mną.

- Wow - mruknęła Lexie, przyglądając się domowi mojego brata. Poczułem ukłucie gniewu wynikające z zazdrości.

Najpierw razem gotują, teraz ona zachwyca się jego posiadłością. Czy takie rzeczy Lexie lubiła?

- Możemy... - potarłem szczękę. - Ja mogę... - kurwa, te leki plątały moje myśli. Co ja w ogóle próbuję powiedzieć?

Nate otworzył moje drzwi, a Owen rzucił się na moje kolana. Valerie śpieszyła nam na spotkanie, ciągnąc Madison za rękę.

Moja siostrzenica jest spokojna, dzięki Bogu.

Wyniosłem Owena z samochodu. Wszyscy się na mnie gapili. Wszyscy. Nate, Valerie, mój siostrzeniec i siostrzenica, Lexie. Chciałem się ulotnić.

Zaczęło się niezręczne powitanie. Valerie przytuliła Lexie, potem mnie. Pocałowałem ją w policzek Moja siostrzenica przytuliła się mnie.

- Hej Val - wymamrotałem. - Hej Maddie. Owen uczepił się mojej nogi.

Nigdy nie odłożyłem pluszaka i dłoni Lexie.

Była trzecia po południu. Valerie zrobiła zamieszanie o obiad.

- Nie jestem głodny - wymamrotałem. Czułem się jak śmierć.

Lexie i Valerie pogrążone były w rozmowie na temat książki  Inheritance Cycle.

Nate wyprzedził mnie z walizkami.

- Postawię tutaj dwie - powiedział, kierując się do piwnicy. - Może być?

- Mm.

- Maddy chce popatrzeć na twojego królika. Umierała ze spotkania z nim.

- Oczywiście - powiedziałem. Lepsza Madison niż Owen.

Piwnica była wykończona własnym aneksem kuchennym, była sypialnia, wanna i telewizor. Chciałem być tu tylko z Lexie.

Nate potarł moje plecy i wymieniliśmy się spojrzeniem.

- Powiem Lexie gdzie jesteś - powiedział, na co skinąłem głową. Teraz już wiem. Mam najlepszego brata na świecie.


* Manatowiec - ssak z rodziny wodnych ssaków łożyskowych z rzędu syren.

Zostały dwa rozdziały do końca. Proszę o komentowanie :)

"21-letniej Ashlyn mówiono, że praca jako striptizerka i towarzyszka może przynieść jej prawdziwe kłopoty. I kiedy te kłopoty faktycznie nadeszły, lokalny gangster Justin Bieber jest do niej wysłany przez los. Ale czy bycie z nim nie jest dla niej większym problemem niż zanim go znała? "


8 komentarzy:

  1. 2 rozdzialy?!! Ojeju porycze sie chyba:'((((( Super rozdzial:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny:** I chce juz nowy omg omg omg <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Justin:(( Tak bardzo cierpi.. Lexie też mi szkoda:(( Oni muszą znowu być blisko i wgl! :'))) Kocham i błagam dodaj już nowy bo nie chce czekać kolejne 2 tygodnie bo nie wytrzymam <3 <3

    OdpowiedzUsuń